piątek, 16 grudnia 2016

Dlaczego właściwie wpadło mi do głowy pisanie bloga.

To ja zacznę od początku. Prowadzenie bloga o książkach doradzało mi, w ciągu ostatnich kilku lat, już kilka osób. Nie miałem, czasu, weny, ochoty, pomysłu. Próbowałem coś pisać, ale kończyło się zawsze tak samo. Wszelkie moje starania (albo działania mające przypominać starania) spełzły na niczym.
Najbliżej "sukcesu" byłem kiedy Janek Oko zaproponował mi żebym pisał recenzje na Kocham Książki. Napisałem dwie. Nie pamiętam nawet czy któraś się ukazała. Ot, słomiany zapał niedoszłego policjanta, papieża, gwiazdy rocka i kilku innych znanych i lubianych postaci popkultury.
A teraz przechodzę do właściwej historii. Tak się jakoś składa że w ostatni czwartek miesiąca (jak wypadają jakieś święta to w innych czwartek tak jak wczoraj) w Sofie Literackiej, Mateusz Świstak i Teofil Pawłowski (znany jako Andrzej Teofil) opowiadają Baśnie dla dorosłych. Po całym wydarzeniu idziemy do Teorii na piwo i szachy. Bo w Sofie nie ma jeszcze piwa i jest zimno. Może kiedyś będzie inaczej. Na razie chodzimy do Teorii.
Jak już dostanę od Mateusza i od Teofila łomot (co zdarza się coraz rzadziej na szczęście), wypijemy co mamy wypić, idziemy ze Świstakiem wyprowadzić moje psy (Teofil najczęściej już się wtedy zmywa, albo stoi za barem albo ma inne zajęcia, jakoś nigdy nie był z nami na spacerze z psami).
Psy jak psy. Ami jest "owczarkiem śląskim" albo "wilkorem karłowatym" typowym dla krajobrazu Michałkowic, Siemianowic, Katowic czy Bytomia, mała brązowa sunia będąca mieszanką jakiegoś jamnika, szpica, może szakala (jak się uśmiechnie to przypomina szakala) itd. Ma już prawie 7 lat, przezwaliśmy ją "Głupotą" mimo że jest bardzo mądrym i odważnym pieskiem (tere fere). Waży niecałe 10 kilo.
Drugim moim psem jest pseudobernardyn (może "moskal"?) Lary (nie ja mu tak dałem na imię! ale to osobna historia), ważący ok. 70 kilo, kudłaty, mocno stróżujący paskudnik który wyjątkowo przypada do gustu każdemu kogo nie pożre.
I taką oto wesołą gromadką: Ami, Lary, Mateusz i ja, idziemy na południe w miejsce oznaczone na mapach jako koniec cywilizacji albo kraina zamieszkana przez dziki.
A jak idziemy to gadamy. Rozmawiamy o różnych sprawach. Ja bardzo lubię mówić o psach. Nawijam jak najęty o molosach. I jak tak nawijałem kiedyś to wpadła mi do głowy pewna myśl, żeby wydać album poświęcony tylko Molosom. Z pięknymi zdjęciami, profesjonalnymi opisami (a nie tym gównem które najczęściej można spotkać w książkach o psach gdzie rasy nawet nie są odpowiednio nazwane) całym rysem historycznym i poradami ekspertów (zacząłem już nawet zbierać materiały).
No i jak szliśmy wczoraj przez ul. Pawią na Brynowie (piękna kolonia domków) to Mateusz zapytał:
"Jak ten twój album o molosach?". Opowiedziałem coś w stylu "No, zbieram materiały, coś tam piszę tylko boję się że zarzucę pomysł i nikt tego nigdy nie przeczyta". "To załóż bloga". No to założyłem. Daadaam!
Nie zamierzam się jednak skupiać wyłącznie na psach. Jest więcej rzeczy które lubię i o których chciałbym pisać. Obiecuję że będzie się tu pojawiał przynajmniej jeden wpis w tygodniu. Tak na dobry początek.


Wszystkie miejsca, zdarzenia i nazwiska zostały zmyślone. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz