piątek, 27 stycznia 2017

Moskiewski stróżujący - radziecki "uberhund"

Dzisiejszy wpis miał być pierwotnie poświęcony postaci sir Artura Conan-Doyle`a i książkom jego autorstwa ale gdy tylko sięgnąłem po swoje ulubione opowiadanie "Pies Baskerville`ów" wpis o Moskiewskim stróżującym napisał mi się sam....

Moskiewski Pies Stróżujący - radziecki uberhund. 

 

Moje ulubione zdjęcie "Moskala" - z internetu.

 

Laboratoryjne początku

Jak powszechnie wiadomo, w latach 1943-45 Armia Czerwona przetoczyła się przez pół Europy. "Wyzwalając" poszczególne kraje, czerwonoarmiści palili, gwałcili i zabijali. No i grabili na potęgę wszystko czego nie zabrali ze sobą Niemcy. Łupem mogło paść wszystko. M.in. psy.
Zwierzęta przewiezione do radzieckich laboratoriów były wykorzystywane w różnych badaniach. No i tak jakoś się złożyło, że władzom zamarzył się taki "uberhund" (z niem. nad-pies - nawiązane do nadczłowieka). Postanowiono stworzyć psa podatnego na tresurę, o ładnym eksterierze (wygląd zewnętrzny), ale jednocześnie walecznego i odpornego na trudne warunki pogodowe.
Skrzyżowano więc Owczarki kaukaskie, Ogary rosyjskie (tzn. polskie ale zadomowione w Rosji od naszego pobytu na Kremlu) i moje ukochane Bernardyny oraz kilka innych ras (podobno).
W ten sposób otrzymano psy idealne dla milicji i wojska. Lżejsze o kaukazów i bernardynów, bardziej podatne na tresurę od tych pierwszych i zdrowsze od tych drugich.

Dr Jekyll i Mr Hyde

Milusi c`nie?
Niestety radzieckim naukowcom rzadko co się udawało w 100%. "Moskale" (popularna nazwa Moskiewskiego stróżującego) mają problem z agresją. W Polsce zostały ujęte nawet na wykazie ras o skłonnościach do agresji. Co prawda polska wikipedia (za rosyjską stroną Rosyjskiego Związku Kynologicznego) podaje, że osobniki o cechach niepożądanych (w tym agresywne) były bezwzględnie eliminowane, ale umówmy się, w stosunku do psów wojskowych określenie "nadmierna agresja" nie istnieje.
Na marginesie dodam, że Moskal jest rasą zakazaną w UK.

Jak Moskiewski stróżujący wygląda każdy widzi...

 

...No właśnie niekoniecznie. Koncepcja o stworzeniu Moskiewskiego narodziła się najpewniej na przełomie lat 40-tych i 50-tych. Pierwsze Moskale zaczęły służyć w wojsku w latach 70-tych. Tymczasem pierwszy oficjalny wzorzec opracowano w 1985 roku (wtedy też rasa została oficjalnie zarejestrowana).
Już w 1992 roku dokonano zmian we wzorcu, a w 1997 został on zmieniony (może nie całkiem, ale w znacznym stopniu). I właśnie wzorzec z `97 obowiązuje do dziś.
Rasa jeszcze nie jest zarejestrowana w FCI.


"Mamo patrz! Bernardyn!"

 

- piszczy mała, ubrana na różowo dziewczynka i biegnie w moją stronę. Myślę: "Ta, kurwa, bernardyn. Który upierdoli ci obie ręce i pół twarzy jak tylko spróbujesz się do niego zbliżyć". A mówię: (do psa) "Larry, spokój!", (a do dziewczynki) "Nie, to nie jest bernardyn i nie wolno go głaskać bo nie lubi obcych".
Dziewczynka odchodzi ze łzami w oczach, że nie mogła pogłaskać psa, który - jak powiedziała jej mama - ratuje ludzi w górach.
Mam skłonność do dawania wiary niektórym teoriom spiskowym i czasami wpada mi do głowy taka głupia myśl, że "może Ruskie tego psa zrobily, żeby gupie Polaki myślały, że to Beńki i żeby te psy nam łapy pourywały albo nas pozagryzały we śnie". Jeżeli taki był ich zamysł to prawie im się udało. Większość psów w schroniskach które "wyglądają jak Bernardyny" to Moskiewskie stróżujące. Mimo, że rasa nie jest w Polsce "popularna" to różnych mieszańców i skundlonych sztuk może być u nas "od groma".
Chciałbym tylko nadmienić że moja "sztuka" jest "bernardynem". I wbrew pozorom, nie jest to pies nadmiernie agresywny. Wykazuje zwykłe psie zachowania (może delikatnie spotęgowane tym że miał przejebane w życiu), lepiej widoczne bo jest duży. Na ulicach pałęta się sporo psów o wiele bardziej agresywnych, ale wszyscy mają to w dupie bo psy są małe.
Pisałem już na pewno, że jako społeczeństwo mamy problem z psami (zresztą uważam, że nie tylko) i czeka nas sporo pracy (nie tylko w tej materii). Podtrzymuje moje zdanie.

A tu Laruniek u Pana na kolanach :)






Nie mam pojęcia o czym będzie następny wpis...



sobota, 21 stycznia 2017

Mastif - najsilniejszy pies świata

O Mastifach słów kilka

Jak już wspominałem, molosy to duże psy sprowadzone już w starożytności (najprawdopodobniej przez greków) z Azji. Znane od początku ze swej odwagi i siły były używane jako psy do polowań oraz stróżujące, pociągowe i walczące (w czasie wojny albo na arenach).
Jednym z najbardziej charakterystycznych psów należących do grupy molosów jest mastif, dziś co prawda istnieje wiele różnych ras, które określa się tym mianem, ale ogólnie wszystkie pochodzą od jednego przodka i są do siebie (mniej lub bardziej) podobne. W klasyfikacji FCI mastify zostały zaliczone do grupy II, sekcja 2.1 – Molosy typu mastifa.
Możliwym protoplastą europejskich mastifów - czy też w ogóle molosów (to tylko jedna z hipotez) jest Mastif Tybetański i właśnie o nim chciałbym napisać parę zdań na początek.

Mastif tybetański. źródło dinoanimals.pl

Mastif tybetański (Do-khyi)

Rasa zaliczana do tzw. pierwotnych. Możliwe, że do-khyi jest protoplastą wszystkich znanych nam dziś mastifów i dogów.
Do Europy (w czasach nowożytnych) trafił w XIX wieku przywieziony przez Brytyjczyków.
W Tybecie używany był głównie jako pies stróżujący i pasterski.
Dziś jest używany głównie jako pies towarzyszący, wystawowy i w skrajnych przypadkach do spełniania snobistycznych zachcianek establishmentu. Tak, to właśnie pies tej rasy (tylko o innym umaszczeniu niż ten na zdjęciu) jest najdroższym psem świata. Szczeniak mastifa tybetańskiego o czerwonym (ceglastym) umaszczeniu został sprzedany na aukcji za 2 miliony dolarów!
Pies jest duży, ładny i bardzo niezależny. Na szczęście nie jest wpisany na listę psów agresywnych (w Polsce), dlatego posiadanie psa tej rasy nie wymaga jakiejś dodatkowej papierologii.


Mastif angielski 

Jeden z powodów, aby wyjechać na wyspy i zamieszkać w Devonshire... (inne powody to Aston Martin czekający w garażu i willa Baskerville`ów).
Old English Mastiff (bo taka jest oryginalna nazwa tej rasy) to (zaraz po Bernardynie) najwspanialszy pies świata! Są duże, silne, ciapowate, niezwykle lojalne, odważne i potwornie leniwe. Ale jak już komuś się uda takiego cielaka rozruszać to bardzo trudno go zatrzymać. Psy są bardzo rodzinne, ale mogą mieć tylko jednego przewodnika, nie lubią obcych.
Rasa pochodzi od ciężkich psów, które przywieźli ze sobą na Wyspy Brytyjskie rzymscy legioniści.  Najcięższy pies świata wpisany do Księgi Rekordów Guinessa był Mastifem angielskim. Ważył 155 kg!
Nasze kochane kucyki psy występują w trzech rodzajach umaszczenia: biszkoptowym, ciemnobrązowym i pręgowanym (najczęściej szaro-czarnym). Jak większość mastifów (czy w ogóle molosów) ślinią się wręcz niemiłosiernie.
W Polsce rasa rzadko spotykana na szczęście. A wyglądają tak:

źródło mastiffclub.com



Mastif hiszpański

źródło psy-pies.com
Psy wyhodowane na półwyspie iberyjskim (jak wskazuje nazwa) ok. XVI w. Na początku były używane głównie do polowań na grubą zwierzynę. Obecnie wykorzystywane raczej jako psy pasterskie, stróżujące i towarzyszące. Sprawdzają się w służbach mundurowych. Trochę mniejsze od swoich angielskich kuzynów, a mimo to równie rzadko u nas spotykane.
Są na mojej liście "must have".

 

Mastif pirenejski 

źródło podajlape.pl
Oto na zdjęciu przedstawiciel szlachetnej rasy Mastifów podwórzanych pirenejskich. Rasa jak sama nazwa wskazuje pochodzi z Pirenejów, a dokładniej z jej południowych zboczy (czyli z Hiszpanii). Powstała w połowie XX wieku w wyniku kojarzenia mastifów z Kastylli, Aragonii oraz Nawarry. Czyli wzięli różne burki z północy kraju i zrobili z tego jedną rasę. No i jest. Pies (jak każdy mastif) wielozadaniowy. Stróżujący, pasterski, towarzyszący i tropiący. Duży. Możliwe, że ślini się mniej od ras wymienionych wyżej (ale nie liczyłbym na to).

 

Mastif neapolitański 

Włosi sami nie wiedzą skąd się wziął. Rasa została zaprezentowana po raz pierwszy na wystawie w Mediolanie w 1914 roku. I od tego czasu strasznie się zmieniała. Psy zaczęto dobierać tak, aby miały jak największe fafle i uszy. Zaowocowało to wyjątkowo brzydkim (jak na mój gust) psem o ponaciąganej skórze. Nawet jeżeli mastino neapoletano jest bezpośrednim potomkiem psów
Jeden z "odtwórców" roli Kła w serii filmów o Harrym Potterze
sprowadzonych na półwysep apeniński przez Rzymian, to ze swoim protoplastom ma cholernie mało wspólnego. Psy mało popularne w Polsce. Za to  dość mocno obecne w popkulturze. To właśnie mastify neapolitańskie zagrały Kła (pies Hagrida) w serii filmów o Harrym Potterze. To również mastino neapolitano jest na fotomontażu dotyczącym największego psa świata (gdzie pies jest wielkości konia).

 

Mastif włoski (Cane corso)

Pochodzący z Korsyki (jak wskazuje nazwa) pies bojowy i stróżujący. Trochę mniejszy i nie tak zniszczony przez szalonych hodowców jak MN. Gdyby był większy mógłby stać się moim ulubieńcem i trafić do pierwszej trójki w moim osobistym rankingu. Ale jest stosunkowo mały (samce osiągają wagę do 60 kg).
Coraz popularniejszy w Polsce. Co mnie martwi bo już jest sporo pseudohodowli zajmujących się "produkcją" tych psów. No a jak skończy się "moda" na CC to schroniska będą miały nowych lokatorów. Niestety.
źródło youtube.com

Mastif duński (Broholmer)

źródło pl.wikipedia.org
Jest duży, całkiem możliwe, że jest najbardziej zbliżony wyglądem do psów, które zostały sprowadzone w starożytności do Europy.
I jest rasą odtworzoną. Taką kopią. Ponieważ "oryginał" wymarł całkowicie w XIX wieku.
Obecnie psy towarzyszące i "kanapowe".
Kiedyś psy używane głównie do polowań.
Umaszczenie brązowe, chociaż podobno zdarzają się czarne (ale super!) osobniki.
W Polsce tak mało popularny, że chyba nawet nie ma zarejestrowanej hodowli...

 

Mastif japoński (Tosa Inu)

źródło piesporadnik.pl
Tosa powstał w XIX w. ze skrzyżowania psów występujących w Japonii oraz mastifów przywiezionych przez Brytyjczyków. Został stworzony jako pies stróżujący oraz do... walki.
Prawdziwy samuraj wśród psów. Jest w Polsce na wykazie ras uważanych za agresywne. I już śpieszę donieść, że uważam tą listę za bzdurną, bo osoby posiadające psa z tej listy muszą mieć psa rasowego. Czyli kundel, który wygląda jak Tosa Inu ale Tosą nie jest, nie musi być rejestrowany...

 

Mastif brazylijski (Fila brasileiro)

źródło vetstreet.com

I taki rodzynek na koniec. Pies, który wygląda jak trochę mniejszy Dog niemiecki. Fila barsiliero. Bardzo szybki, zwinny, mądry i niezależny. Pies dla ludzi o żelaznych nerwach i twardym charakterze. Ze wszystkich tu wymienionych, typ najbardziej sportowy. Wymaga dużo ruchu. Ale pewnie też potrafi być cielakowaty :)Coraz popularniejszy w Polsce.

 

Na koniec

Mastify rządzą (razem z dogami)! Następny wpis dotyczący psów pojawi się za dwa tygodnie i będzie dotyczył Moskiewskiego psa stróżującego.

P.S.

Nie pisałem o rozmiarówce, zachowaniu, tresurze ani o chorobach bo wszystkie są zbliżone wzrostem, wagą i charakterem oraz  trapiącymi je problemami zdrowotnymi.
Mam zamiar w swoim czasie zrobić osobne wpisy o tresurze i chorobach dużych psów.

P.P.S. 

Wpis za tydzień będzie poświęcony twórczości sir Artura Conan-Doyle`a. 

 

 

 

czwartek, 12 stycznia 2017

Klub Dumas - książka która zmieniła moje życie

Okładka filmowa

Książka która zmieniła moje życie. 

Książki się czyta. To raczej oczywiste. Ale niektóre czyta się raz, niektóre dwa. Są książki których się niedoczytuje (z różnych powodów) lub czyta fragmentami (bo tak trzeba). Są też książki które można czytać kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt razy, aż do zaczytania.
Są książki które czyta się w normalnym tempie (każdy ma swoje), albo takie które się czyta wolno lub szybko. Są też książki które się pochłania. Są książki które można smakować i takie które się wręcz połyka.
Dla mnie jedną z książek którą zaczytuję, do której wracam i która ma uświęcone miejsce na moim ołtarzu (regał na książki przeczytane) jest Klub Dumas autorstwa Arturo Pereza-Reverte. Tak. To jest książka przez którą wpadła mi do głowy szalona myśl żeby profesjonalnie zająć się książkami (dokładniej ich sprzedażą). Najpierw kilka spoilerów.



Dziewiąte wrota do królestwa cieni. 

Na podstawie Klubu Dumas powstał film Romana Polańskiego "Dziewiąte wrota". Kto nie oglądał w tego pierwszy rzucę kamieniem. Mimo wielu braków, jest to jeden z najlepszych filmów Polańskiego, a jako taki jest jednym z najlepszych filmów w historii kina (nie wiem czy tak obiektywnie znalazł by się w pierwszej setce, ale w mojej jest na pewno). I teraz najważniejsze zdanie tego wpisu: książka jest lepsza od filmu (jak to bywa wcale często, jeśli nie zawsze). I jeżeli ktoś się ze mną nie zgadza, proszę pozbierać swoje zabawki i przenieść się do innej piaskownicy. Tutaj to ja jestem Varo Borją.
O ile "Dziewiąte wrota" to raczej film fantasy, o tyle "Klub..." to kryminał doprawiony szczyptą realizmu magicznego. Nie chciałbym tutaj robić pełnej analizy porównawczej ani wywlekać na światło dzienne wszystkich różnic pomiędzy "Klubem" a "Wrotami" ale nadmienię tylko o dwóch poważnych różnicach. Po pierwsze Polański wyciął cały wątek któremu "Klub Dumas" zawdzięcza swoją nazwę. Po drugie w książce główny bohater nazywa się Lucas Corso, w filmie ma na imię Dean.

Wino Andegaweńskie

Fabuła książki kręci się wokół rękopisu jednego z rozdziałów "Trzech Muszkieterów" autorstwa Aleksandra Dumasa ojca. Łowca książek Lucas Corso dostaje od swojego przyjaciela zlecenie, ma sprawdzić autentyczność rękopisu "Wina andegaweńskiego". Po tajemniczym samobójstwie poprzedniego właściciela rękopisu sprawy zaczynają się komplikować. Przez karty powieści przewijają się osoby występujące wcześniej u Dumasa. Równocześnie Corso przyjmuje drugie zlecenie. Na polecenie milionera Varo Boji ma sprawdzić autentyczność pewnego starodruku o dość mrocznej historii...
I tak: łowca książek - jest, historia z całą masą nawiązań do klasyki literatury - jest, starodruki - są, ironiczne poczucie humoru - jest, przedstawienie (może troszkę przerysowane) środowiska bibliofilskiego - jest. Książka idealna. Napisana lekko i z polotem. Nawet tłumaczenie Łobodzińskiego daje radę (co nie zdarza się często).
 Polecam Klub Dumas również z innych powodów. Ale diabeł tkwi w szczegółach dlatego niech każdy sam sobie przeczyta tą książkę i sam ją oceni. 


Dziękuję za uwagę. Następny wpis będzie o psach (wprowadzam ruch wahadłowy we wpisach), tym razem o Mastifach.



poniedziałek, 2 stycznia 2017

Pies idealny - Bernardyn


Dzisiejszy wpis będzie o najcudowniejszych, najmądrzejszych, najpiękniejszych, najwierniejszych, najodważniejszych i najsłodszych psach jakie kiedykolwiek wyhodowano czyli o Bernardynach!

Majestatyczny pies św. Bernarda

 

Na początek trochę plotek historii...

Duże psy potocznie zwane bernardynami wyhodowali mnisi prowadzący schronisko w alpejskiej Wielkiej Przełęczy św. Bernarda. Kiedy? Dokładnie nie wiadomo, najprawdopodobniej ok. XVII w. powstała hodowla nastawiona na duże (ale mniejsze od tych dzisiejszych) psy stróżujące i pociągowe. Nie wiadomo też czy mnisi od razu zaczęli używać psów do odnajdywania ludzi pod śniegiem. Ale to właśnie z tą ostatnią czynności kojarzymy dziś bernardyny. Wkład psów w poszukiwania ludzi po zejściu lawiny albo po silnej zawiei jest nie do przecenienia.
Według zachowanych źródeł psy były wysyłane na akcje ratunkowe trójkami bez nadzoru człowieka (!). Po znalezieniu zaginionego delikwenta (albo denata) jeden z psów wracał zawiadomić mnichów, tymczasem dwa pozostałe pieski kładły się koło znalezionego człowieka i ogrzewały go własnym ciałem. Baryłki z alkoholem były po to, żeby delikwent mógł się rozgrzać napojem (jeżeli był przytomny). Tak, kiedyś wierzono, że spożywanie alkoholu na mrozie to dobry pomysł. Zresztą znam kilka osób, które do dziś tak uważają i kiedyś, jeżeli nie będą mieli przy sobie dwóch bernardynów (albo innych dużych i "ciepłych" psów) może się to dla nich źle skończyć.
Podobno rekordzistą w ratowaniu ludzi był Bary. Ale o tym później.
W miarę rozwoju technologii oraz przez znaczący wzrost masy bernardyny zostały wyparte z ratownictwa górskiego.
Hodowlę systematyczną, nastawioną na stworzenie super-psów rozpoczęto dopiero w drugiej połowie XIX w. kiedy pojawiła się w świecie zachodnim moda na takie rzeczy. Pierwszą "świecką" hodowlę założył Heinrich Schumacher. Psy bardzo szybko stały się niesamowicie popularne wśród hodowców szwajcarskich, włoskich, duńskich oraz amerykańskich. W efekcie krzyżowania bernardyna z nowofunlandem otrzymano odmianę szorstkowłosą, która nie nadawała się już do ratownictwa górskiego.
Psy były też dobierane do rozrodu tak, aby otrzymać jak największe osobniki, w efekcie czego z psów, które ważyły bazowo ok. 50 kg zrobiono monstra ważące (czasami) ponad 100! No cóż kwestia odpowiedniej selekcji. Największe osobniki można było spotkać w Danii, Wielkiej Brytanii (gdzie "Benka" próbowano krzyżować z Mastifem) oraz Stanach Zjednoczonych (USAńskie bernardyny w pewnym momencie dość znacząco różniły się od swoich europejskich kuzynów).
W czasie I i II wojny światowej zginęło wielu ludzi, zniszczono wiele rzeczy. Ktoś nawet napisał, że stary świat spłonął. Oberwało się również psom.  Kilka ras pawie doszczętnie wyginęło, w tym Pies św. Bernarda. Np. kiedy Związek Kynologiczny w Polsce reaktywował swoją działalność (w 1948r) i zorganizował pierwszą wystawę psów rasowych, okazało się, że psy zgłaszane jako bernardyny... to owczarki podhalańskie z brązowymi łatami (albo jakaś inna wariacja "na temat").
Na szczęście dzięki tytanicznej pracy prawdziwych i wiernych miłośników tych dużych psów, bernardyny nie zginęły i dziś znów są dość popularną na świecie rasą. Nawet u nas jest kilka fajnych hodowli, które można by polecić.
Współcześnie Bernardyny występują na całym świecie i stały się wręcz jednym z symboli popkultury (o czym za chwilę).
Jako ciekawostkę chciałbym dodać, że moje ukochane psy posłużyły jako rasa bazowa przy tworzeniu dwóch kolejnych ras: Leonbergera (Niemcy) i Moskiewskiego Psa Stróżującego (Rosja), o których też pozwolę sobie napisać w najbliższym czasie.


Bernardyn w popkulturze

Symbol Szwajcarii z charakterystyczną baryłką.
Bernardyn jest chyba najbardziej rozpoznawalną psią rasą. Dzięki swojej ratowniczej działalności (oraz sprawnemu marketingowi Helwetów) stał się jednym z symboli Szwajcarii. To taki szwajcarski "Kapitan Ameryka". Jest dosłownie wszędzie: na pościeli, na magnesach, na pocztówkach w całym kraju można kupić maskotkę z baryłką. Porównanie z Kapitanem "Gwiazdka-Na-Tarczy" nie jest, aż tak przesadzone jakby się mogło wydawać. Archetypowy Bernardyn musi być: odważny, lojalny, tolerancyjny, waleczny ale powinien być misiem-przytulakiem. I ma nieodłączną baryłkę z symbolem kraju, z którego pochodzi (swoją drogą baryłka jest zastrzeżonym produktem).
Wizerunek milusińskiego pieska, który nie gryzie nikogo oprócz złoczyńców utrwalił amerykański film "Beethoven", który doczekał się kilku kontynuacji (jak ktoś z was nie oglądał to polecam tylko pierwszą, kolejnych 4 czy 5 części nie oglądajcie, szkoda czasu).
Kadr z drugiej odsłony przygód Beethovena
Jako ciekawostkę dotyczącą filmu dodam tylko, że w oryginalnej (pierwszej) odsłonie tytułowego Beethovena zagrały 4 różne psy.
Wracając do wizerunku "Psa z baryłką". Bernardyny ratowały ludzi. To fakt, raczej niepodważalny. Z działalnością piesków z Przełęczy św. Bernarda, dokładniej jednego z nich, wiąże się pewne podanie. Otóż w pierwszej połowie XIX w. na przełęczy żył Barry. Pies-ratownik, który wg. różnych wersji uratował kilkudziesięciu ludzi (jak to policzyli nie wie nikt). Najbardziej popularna wersja mówi, że uratował 40 osób, natomiast zginął ratując 41.
Inna wersja jest taka, że zabił go w akcie paniki pijany obywatel Berna, który wyszedłszy z knajpy celem odlania się, zobaczył Barrego biegnącego ciemną uliczką w jego stronę.
Jak było nie dowiemy się nigdy (chyba że zaufamy polskiej Wikipedii), ale najprawdopodobniej pies-bohater został zabity przez człowieka. Jego ciało zostało spreparowane i wypchany Barry trafił do Muzeum Narodowego w Bernie gdzie jako eksponat dotrwał do 1923 roku. Obecnie to co znajduje się w muzeum to gipsowy odlew.

"Barry" w Muzeum Naturalnym w Bernie

Przykłady obecności Bernardynów w popkulturze można by mnożyć. Tylko po co? Nie znam co prawda żadnej piosenki o tych psach ale to się nadrobi. Ale słyszałem że podobno w Wiedniu działał kompozytor o nazwisku (pewnie inspirował się filmem) Beethoven...
Ale nie nadwyrężając waszej cierpliwości będę zmierzał do końca swojej opowieści.

Sytuacja Bernardynów w Polsce

W ogóle obraz bernardynów jaki roztacza przed nami popkultura nie jest specjalnie przesadzony, to naprawdę wspaniałe psy. Ale psy, a nie wielozadaniowe maszynki, które można swobodnie programować, tzn. można, tylko trzeba umieć (w sensie wiedzieć jak się z takimi psami obchodzić i jak je szkolić). Bardzo słabe pojęcie o obchodzeniu się z psami, błędne wyobrażenie o charakterze benków, złe regulacje prawne i zwykły ludzki brak wyobraźni sprawiły, że po Polsce włóczy się (czasami dosłownie) cała masa pseudobernardynów (jednego mam w domu). Większość skundlonych psów w "typie bernardyna" koło bernardyna nawet nie stało. Oczywiście nie chciałbym zostać źle zrozumiany, nie twierdzę że posiadanie "nie rasowego" psa jest złe. Ale na Jowisza! Nie bierzcie szczeniaków z pseudo hodowli, jak macie kundla to go sterylizujcie! A jak nie stać was na wypłacenie kilku tysięcy złotych na szczeniaka, a bardzo chcecie mieć bernardyna, właśnie bernardyna i tylko bernardyna to weźcie sobie psa ze schroniska i koniecznie przypilnujcie, żeby nigdy się nie rozmnożył (sterylizacja psów nie-rasowych powinna być obowiązkowa!). A jak chcecie "sceniacka" a Pan Janusz z Zakopanego ma Bernardyny po "pińćset złoty" to se kupcie maskotkę z baryłką (nawet chińską podróbę, w takiej sytuacji jesteście rozgrzeszeni). Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Jakbyście chcieli adoptować jakiegoś Benka, albo pieska "w typie", albo innego molosa, albo jakiegokolwiek zwierzaka, albo chcielibyście przynajmniej coś wpłacić na bezdomne zwierzęta to prywatnie polecam te dwa adresy:

Bernardyn Fundacja Zwierząt Skrzywdzonych

Fundacja Molosy Adopcje

oraz oczywiście wszystkie schroniska w pobliżu waszych domów. Niezależnie od tego gdzie mieszkacie, przepełnionych schronów u nas nie brakuje.

(Nie ukrywam, że jak przygotowywałem ten wpis to mi się ulało i skrobnąłem kilka słów o sytuacji bezdomnych zwierząt w naszym pięknym kraiku, jak mi się uleje jeszcze bardziej to może nawet to opublikuję).

Polecana książka:

Jako, że blog nazywa się "Książki i psy" a ja jak na razie bajdurzę tylko o psach postanowiłem polecić Wam jedyne dobre opracowanie o Bernardynach w języku polskim.
Okładka książki "Bernardyn" Andrzeja Marcińca

Dziękuję za uwagę! Już niedługo kolejny wpis. Następny podobno będzie o książkach :)